Recenzja: Epoka Kamienia

arturg

Epokę Kamienia po raz pierwszy poznałem na jako planszówkę na tablecie i bardzo w tej formie polubiłem. Dlatego do pierwszej planszowej rozgrywki podchodziłem z bardzo pozytywnym nastawieniem.

Niestety, jest to jedna z tych gier, w których przejście na format elektroniczny drastycznie usprawnia rozgrywkę. Na żywo okazała się ona po prostu dłużyć, jak na poziom przyjemności, jaki oferuje.

W Epoce Kamienia gracze wcielają się w przywódców plemion, wysyłających swoich robotników do różnych zadań. Mechanicznie to mieszanka worker placement i elementów push your luck. O ile bowiem część zadań wykonanych zostanie automatycznie, jeśli tylko postawisz tam robotnika (oraz, niekiedy – masz odpowiednie surowce), o tyle sednem gry jest zdobywanie różnych surowców. A każdy posłany w takim celu robotnik generuje jedną kostkę do rzucania. W zależności od tego co zbierasz, dostaniesz po jednym zasobie za każde 2 (jedzenie),3 (drewno),4 (glina),5 (kamień) lub dopiero 6 (złoto) oczek. Może więc wyjść tak, że poślesz jednego robotnika i dostaniesz złoto, możesz mieć tak dużego pecha, że poślesz 5 i nie dostaniesz ani jednego.

Masz też akcje stałe – zbudowanie pola, stale generującego żywność, rozmnażanie się (wymaga dwójki robotników), zbudowanie narzędzi (pozwalają dodać 1 do jednego z rzutów), zbudowanie chaty (wymaga odpowiedniej kombinacji surowców) lub handel rzeczny. Ten ostatni wymaga odpowiedniej (1 do 4) ilości dowolnych surowców innych niż żywność i daje kartę handlu. Karty handlu są zaś różne, ale standardowo dają nam równocześnie dwie rzeczy. Jedną zwykle od razu – jedzenie, surowce, jednorazowe silne narzędzia, rzut kostką na surowce (może być cenny gdy interesujące nas pole jest zajęte – w końcu to worker placement), albo rzut kośćmi na tabeli rozwoju (możemy tam dostać wszystko od pola czy narzędzi, po surowce, ale uwaga – rzucamy kośćmi za wszystkich graczy, my mamy tylko pierwszeństwo wyboru!). Drugi bonus dotyczy końca gry. Mogą to być technologie (ich wartość rośnie wykładniczo), mogą być po prostu punkty zwycięstwa, mogą to też być specjaliści, którzy na koniec gry punktują za konkretną rzecz – np. za ilość ludzi w naszym plemieniu albo ilość pól.

Na koniec tury musimy jeszcze wykarmić nasze plemię, zużywając tyle jedzenia (lub, z braku laku, innych surowców przehandlowanych zapewne z jakimś prehistorycznym paserem) ilu mamy członków plemienia. W zależności od tego czy poszliśmy w pola może to oznaczać konieczność ostrego polowania co turę, lub wręcz samowystarczalność.

Gra kończy się gdy zbudujemy dość chat lub wykonamy dość handlu rzecznego, by skończyły się odpowiednie karty.

Tak jak wspominałem, znam tę grę z tabletu i mechanicznie bardzo ją lubię. Klasyczny worker placement, z paroma fajnymi dodatkowymi mechanizmami. Wszystko działa sprawnie…

A raczej powinno. Bo w grze na żywo gra się dłuży. Ilość decyzji, czekanie na to aż inni gracze wyrzucą i wyliczą co mają uzyskać… Coś tu nie klika. To co na tablecie szło fajnie i sprawnie, tu robi się nieco nużące. Nie ma tragedii, ale brak tego „flow”, które charakteryzowało tamtą rozgrywkę. Do tabletowej „epoki” wracam chętnie. Do fizycznej nie mam chęci wrócić i cieszę się, że mogłem ją przetestować za darmo w jednym z planszówkowych sklepów, bez wydawania pieniędzy.

Wizualnie jest bardzo dobrze – drewniane znaczniki zasobów w różnych kształtach, grube kafelki chatek (nieco gorzej z kartami rozwoju, ale tragedii też nie ma), solidna plansza i skórzany kubek na kości. Biorąc pod uwagę cenę, wychodzi naprawdę ok. Po prostu sama gra nie jest wystarczająco dobra.

Znajomy z którym grałem w Epokę podsumował ją wskazując, że to euro z elementami push your luck. Tyle, że typowe push your luck są na tyle krótkie, że gdy masz pecha, po prostu zaraz zagrasz ponownie, nic się nie stało. Tu gra trwa godzinę do półtorej, więc pech może doskwierać i frustrować dużo bardziej.

I coś w tym jest. Na tablecie gra się dużo krócej – partię na 5 osób z AI robię zwykle max w 20-30 minut. Do tego mam wrażenie, że algorytmy gry nieco korygują losowość, tak by była ona bardziej statystyczna w ramach jednej rozgrywki. W efekcie wychodzi bardzo przyjemna planszówka tabletowa. Natomiast w wersji fizycznej, jest po prostu przeciętnie. Nie odradzam, ale też nie mogę polecić, po prostu średniak.

Moja ocena: 3/5

Ilość graczy: 2-4

Przeciętny czas rozgrywki: Ok. 60-90 minut

Cena: Ok. 110 zł.

Grę możesz kupić np. TUTAJ

Recenzja: Niepodległa
Recenzja: Founders of Gloomhaven