Gra „Słowny Ninja” jest karcianką literową, której autorem jest Łukasz Woźniak. W obrębie tego tytułu mamy do wyboru 5 wariantów gry:
- „3 litery” – to mój ulubiony wariant. Karty wykładamy w 3 stosach, wykładamy po jednej karcie z każdego stosu, zatem mamy na stole 3 litery. Gracze muszą ułożyć słowo zawierające wszystkie te litery. Komu pierwszemu się uda zrobić to poprawnie – zgarnia swoje karty, są one jego punktami. Najszybszy, najbardziej optymalny wariant, biorąc pod uwagę frajdę z krótkiej rozgrywki. Brzmi totalnie banalnie, do czasu, gdy gramy w towarzystwie przy butelce wina i trzeba szybko ułożyć słowo z literami ć, ź oraz i ;) Bywa zabawnie, czasem frustrująco, ale rozgrywka toczy się szybko i co ciekawe wcale nie trzeba mieć wiele kart, żeby wygrać. Karty mają oczywiście różną wartość punktową, więc najfajniej jest, gdy uda się znaleźć słowa z tymi najwyżej punktowanymi literami.
- „Klasyczny” – układamy słowa z posiadanych na ręce kart, wykładamy słowo na stół, następnie inni gracze robią to samo, mogąc korzystać ze wszystkich liter wyłożonych na stole przez innych graczy, ale uwaga, w taki sposób, by litera, którą chcą użyć, po zabraniu z danego słowa, pozwalała na ułożenie sensownego słowa z pozostałych liter. Innymi słowy – na stole muszą zawsze leżeć tylko i wyłącznie prawidłowe słowa. Trochę przypomina Scrabble, tylko że nie krzyżujemy tu słów ze sobą, lecz każde z nich układamy osobno. Ten wariant ma taką przypadłość, że łatwo tu zaliczyć tzw. zwiechę, gdy już w ogóle nie wiesz co widzisz, siedzisz i myślisz w nieskończoność nad słowem, a inni gracze siedzą i czekają na twój ruch jak na zbawienie. Można wprowadzić ograniczenie czasowe, ale my tego nie stosowaliśmy. Jednak znam osoby, z którymi takie ograniczenie czasowe byłoby czymś absolutnie niezbędnym, żeby nie oszaleć :)
- „Szukaj i pokaż” – z wyłożonych 25 liter wynajdujemy takie, które tworzą jakieś słowo, następnie pokazujemy to słowo naszym współgraczom. Czyli mamy tu połączenie gry literowej i kalamburów. Tego wariantu nie testowaliśmy, bo nie było okazji towarzyskiej na to, a też idea pokazywania pojedynczego słowa, oderwanego od jakiegokolwiek kontekstu i potencjalnie w formie odmienionej jakoś nas nie porwała. Jednak wyobrażam sobie, że może to być wariant fajnie pomagający młodym ludziom w poznawaniu liter. Czyli raczej polecałabym ten wariant albo rozgrywkom z dziećmi, albo wybitnym fanatykom gier słownych i kalamburowych.
- „Zabawa w zadania” – tego wariantu też jeszcze nie testowaliśmy, ale brzmi ciekawie i pewnie to zrobimy. Z określonej liczby liter układamy słowa, ale w taki sposób, żeby wykonać zadane wcześniej zadanie. Np. „Słowo dokładnie w trzech kolorach” albo „Min. 5 różnych kolorów w słowie”. Gdy uda się spełnić zadanie – gracz dostaje dodatkowy bonus punktowy. Brzmi dość trudno, sądzę, że „zwiecha” może być tu jeszcze większa niż w wariancie klasycznym, zatem koniecznie z ograniczeniem czasu.
- „Alfabet” – to wariant, w który można grać jednoosobowo, a gdy gra więcej osób to jest to rozgrywka kooperacyjna. Ja grałam sama. Chodzi o ułożenie kolejnych liter alfabetu spośród kart, które przychodzą nam na rękę, w taki sposób, by na koniec zmaksymalizować wartość punktową. Dla miłośników pasjansa. Mnie ten wariant trochę znudził, ale ja też miłośniczką pasjansa nie jestem.
„Słowny Ninja” to gra familijna, co oznacza, że dobrze sprawdzi się w rozgrywkach rodziców z dziećmi (byle już znały literki i rozumiały jak powstają słowa), wnuczków z dziadkami, czy wujostwa z bratankami. Sądzę nawet, że w familijnych zestawach sprawdzi się o wiele lepiej, niż w czasie towarzyskich spotkań z rówieśnikami, chyba, że mamy do czynienia akurat z osobami lubującymi się w grach literowych.
Zasady są proste i jasne. Można sobie wybrać swój ulubiony wariant i w niego ciągle „tłuc”, albo wymiennie grać w różne. Coś mi się wydaje że ja będę raczej zwolenniczką nieustannego tłuczenia w mój ulubiony wariant :)
Wizualnie nie ma się do czego przyczepić. Karty są bardzo ładne, oznaczenia wyraźne, rysuneczki urocze, kolorowe, ale nie kiczowate. Karty są malutkie, może aż za bardzo, ale z drugiej strony może to być zaleta, bo łatwo dadzą się schować choćby do kieszeni w czasie wypadu na piknik.
Obecnie trwa przedsprzedaż gry w sklepie „U Wookiego”, żeby kupić grę kliknij TUTAJ.
Moja ocena: 3/5 – gdybyśmy dawali połówki dałabym 3,5. Gdybym była rodzicem grywającym z dzieckiem dałabym 4.
Słowny Ninja był miłym zaskoczeniem. Pozornie lekka gra okazała się – w wersji klasycznej – kryć zdumiewająco dużo głębi. Możliwość przekształcania słów, które już leżą na planszy – tak długo, jak na koniec wszystkie będą miały sens – generuje ogromną ilość opcji. Co więcej, wraz z postępem gry ilość możliwości tylko wzrasta i pod koniec partii czacha naprawdę potrafi nieźle parować!
Wszystko dlatego, że – w odróżnieniu od Scrabble, gdzie wyłożone słowa można adaptować tylko w formie przedłużeń – tu zmieniają się one w swego rodzaju zapas surowych materiałów. Wykorzystać można bowiem absolutnie wszystko co jest na stole, niekiedy całkowicie zmieniając wyłożone słowa i kradnąc ich np. połowę… Co prawda nie dostaniemy punktów za te ukradzione litery, ale możemy dzięki nim wyczyścić sobie wszystkie karty z dłoni, a bonus za pustą rękę jest naprawdę solidny!
Nie oczekiwałem tego – lubię, gdy prosty mechanizm okazuje się dawać zdumiewająco dużo opcji. Ogromny plus.
Wariant „3 litery” też był ok, ot – szybka imprezówka, całkiem sympatyczna. Innych nie testowałem, więc się nie wypowiem.
Wykonanie jest naprawdę sympatyczne – grafiki miłe, ale nie przeszkadzające w rozgrywce, karty dobrej jakości. Dla mnie rozmiar pasuje – przy większych wersja klasyczna byłaby nie do grania. Jestem za – dobra prosta gra.
Moja ocena: 5/5
Ostateczna ocena: 4/5
Ilość graczy: 1+ (w zależności od wariantu)
Przeciętny czas rozgrywki: 10 minut+
Cena: ok. 35 zł
Za grę dziękujemy autorowi i sklepowi U Wookiego.