Warhammer Diskwars nabyłem jako były gracz w Warhammera Battle. Tęskniłem za czymś, co miałoby klimat podobny do starego bitewniaka, pozwoliło przypomnieć sobie te chwile, gdy bełty moich mrocznych elfów bezsilnie odbijały się od zbroi szarżujących na nich rycerzy Khorne’a… Zaraz, zaraz, czemu w sumie ja mam taki sentyment do tamtej gry?
Diskwars ma ambicję bycia „warhammerem w pigułce”. Zamiast dziesiątek czy setek plastikowych lub metalowych figurek, każda z armii składa się z kilku-kilkunastu kartonowych dysków w jednym z trzech rozmiarów. Dyski te reprezentują oddzielne jednostki oraz bohaterów. W odróżnieniu od figurkowego warhammera, rozmiar jednostek jest stały, od gracza zależy co najwyżej skład jego armii.
Każdą jednostkę cechuje prędkość ruchu, siła ataku oraz obrony, jak również wytrzymałość (a przy silniejszych jednostkach i bohaterach również rany). Ruch oznacza ile możemy przewrócić dysk (są dwustronne), tym samym przesuwając go po polu bitwy. Jeśli dysk najedzie na dysk przeciwnika, przyszpila go i w dalszej części rundy rozstrzyga się między nimi walka. Dysk przyszpilający uderza z siłą ataku, przyszpilany broni się z siłą obrony. Jeśli dysk jednocześnie przyszpila i jest przyszpilany, musi wybrać, czy atakuje, czy się broni. Jeśli ilość obrażeń przekroczy wytrzymałość, dysk zostaje ranny (co w wypadku większości oznacza natychmiastowe zniszczenie). Co istotne, utracona wytrzymałość regeneruje się na koniec tury – w odróżnieniu od utraconych ran, które przepadają na stałe. Niektóre dyski mają jeszcze cechy specjalne, takie jak atak dystansowy (mogący uszkodzić, ale też unieruchomić atakowaną jednostkę) czy zdolności magiczne.
W swojej turze gracze naprzemiennie wybierają karty akcji i zagrywają je równocześnie. Każda karta mówi o ilości ruchów, jakie można wykonać, kolejności ruchów (wg. mechanizmu kamień-papier-nożyce), a czasem również o dodatkowych, specjalnych zdolnościach. Gdy wszyscy gracze ruszą wyznaczoną ilość jednostek, rozgrywane są kolejne karty i tak aż do wyczerpania lub związania walką wszystkich jednostek. Następnie rozgrywana jest tura walki i rozpoczyna się kolejna runda. Gra kończy się gdy na planszy zostaną jednostki tylko jednej armii, lub po pięciu rundach.
Pierwsze zetkniecie z Diskwars – scenariusz podstawowy zawarty w grze – było nieco rozczarowujące. Zrobiłem jednak kilka dodatkowych podejść i okazało się, że może być lepiej. W grze z drugim czującym klimat graczem można naprawdę wychwycić nuty klasycznego, figurkowego Warhammera i jest to naprawdę sympatyczne doświadczenie. Mimo „dyskowości”, grze udało się faktycznie złapać nieco klimatu figurkowego warhammera. Jeśli miałbym z czymś problem, to z faktem, że praktycznie nie rzuca się tu kośćmi (jest tylko jedna kostka do ataku dystansowego), co było bardzo przyjemnym aspektem figurkowej wersji. Nieco przeszkadza duża ilość szczegółowych cech specjalnych różnych oddziałów, cech które niestety trzeba sprawdzać w instrukcji. Przy większej ilości rozgrywek przestaje to jednak sprawiać problemy.
Graficznie jest naprawdę miło, dyski wykonano porządnie i można liczyć, że będą długo służyć. Przyczepić mogę się co najwyżej do tłumaczenia, które jest w najlepszym wypadku średnie. Zdecydowanie ktoś nie pomyślał przy tłumaczeniu typów kart strategii: oryginalne Bold, Devious, Steady i Slow zostały przetłumaczone jako Śmiała, Powolna, Pewna i Przebiegła. Tam gdzie w oryginale łatwo było z zapamiętać S->D->B->S i Slow najwolniejsza, tutaj dużo trudniej zapamiętać ten zestaw.
To powiedziawszy, naprawdę dobra próba dla każdego, kto chciałby mieć „podręcznego” bitewniaka. W moim prywatnym rankingu przegrywa z Summoner Wars, ale gdybym miał nieograniczone miejsce na półkach, chętnie zostawiłbym na nich obydwie te gry.
Moja ocena: 4/5 – gdyby były połówki, dałbym 4.5
Są gry, które zapamiętuję na długo, nawet jeżeli grałam w nie tylko raz i nawet jeżeli nie była to gra mistrzowska, tylko choćby przeciętnie dobra. Warhammer Diskwars to dla mnie gra nijaka, raczej nie do zapamiętania na dłużej, a co dopiero do ponownego rozgrywania. Pomijam fakt, że jest to gra zupełnie nie w moim klimacie. OK, po prostu zazwyczaj nie lubię bijatyk i potworów. „Zazwyczaj” to istotne słowo, bo jednak czasami lubię, gdy mamy do czynienia np. z ciekawymi przygodówkami typu „Talisman„. Ale nawet niezależnie od klimatu – tutaj niestety nie dzieje się nic, co by mnie w jakiś sposób uwiodło i zachwyciło.
To w sumie o tyle smutne, że jak gra się nie podoba, to zwykle przynajmniej mam jakieś emocje wobec niej. Zwykle coś mi przeszkadza, denerwuje. Tutaj jest miałkość, nuda i ściśle związana z nią złożoność. Nie do zaakceptowania jest konieczność nieustannego sięgania do instrukcji, żeby sprawdzić szczegóły.
Całkiem ciekawym elementem mechaniki jest samo „przyszpilanie” dysków, ale to jednak trochę za mało, żebym grę mogła uznać choćby za średnią. Komponenty są porządne, dyski ładne i choć graficznie to nie moja bajka, to jednak doceniam, że są dość czytelne. Niestety na niewiele to się zdaje, bo, tak jak wspomniałam, trzeba i tak sięgać w czasie rozgrywki do instrukcji.
Gra na pewno nie jest dla graczy „niedzielnych”, traktujących granie jak miłą rozrywkę po obiedzie. Jeżeli jesteście takimi graczami, to wydajcie te 120 zł na inną grę, bardziej emocjonującą i dostępną poznawczo. Może jakimś hardkorowcom, miłośnikom potworów i grania z instrukcją na stole się spodoba, ale na pewno nie jest to gra dla mnie.
Moja ocena: 2/5
Ostateczna ocena: 3/5
Ilość graczy: 2-4
Przeciętny czas rozgrywki: ok. 60 minut
Cena: ok. 120 zł