Oryginalne „7 Cudów Świata” należy do absolutnej czołówki najlepszych gier, w jakie grałem. Świetna gra ekonomiczna, z dużą interakcją, prostymi ale ważnymi decyzjami i idealnie zrównoważoną rozgrywką na 3 do 7 graczy. W teorii miała też sposób na rozegranie gry dwuosobowej, ale widać było, że nie była do tego zaprojektowana. Dlatego ucieszyłem się słysząc, że ma się pojawić dwuosobowa jej wersja. Btw. Nienawidzę nazwy „7 Cudów Świata”. Oryginał to „7 Wonders”, więc Polski tytuł też powinien brzmieć „7 Cudów” i będę się tego trzymał :P
Mechanicznie 7 Cudów Świata: Pojedynek korzysta z wielu elementów podstawowej wersji, wprowadzając pewne swoje ulepszenia i modyfikacje. Podobnie jak w oryginale, jedyną decyzją, która staje przed graczem jest to, którą z dostępnych kart wybrać i co z nią zrobić. Karty można wykorzystać na trzy sposoby:
a) możemy ją kupić, płacąc jej cenę i dodając do swojego miasta. Jeśli nie stać nas na zapłacenie stosownych surowców, możemy zawsze dopłacić złotem, niektóre z naszych posiadanych kart pozwalają nam też zbudować inne za darmo.
b) możemy sprzedać kartę do banku, pobierając w zamian złoto
c) możemy użyć karty do zbudowania jednego z czterech wybranych przez nas na początku rozgrywki cudów świata (płacąc też ich koszt w surowcach i/lub złocie)
Karty dzielą się na brązowe i szare (dające surowce), złote (pozwalające taniej kupować surowce i drożej sprzedawać karty), czerwone (rozwijające armię), zielone (rozwijające naukę), niebieskie (dające punkty zwycięstwa) oraz fioletowe (dające punkty zwycięstwa i złoto). W odróżnieniu od klasycznych 7 cudów, gdzie każdy z graczy dostawał szereg kart, wybierał jedną, a pozostałe przekazywał kolejnemu graczowi, tutaj wszystkie karty dostępne w danej epoce (turze) wykładane są przed graczami. W każdej z trzech epok wykłada się je w nieco inny wzór, co jest o tyle istotne, że tylko karty odsłonięte – nie przykryte przez żadne inne – są dostępne do wybrania. Oznacza to, że wybierając jakąś kartę jednocześnie udostępniamy przeciwnikowi opcje wyboru, których wcześniej nie miał – co dodaje dodatkowy, ciekawy element do rozgrywki.
Ciekawie rozwiązano też rozwój armii i nauki. Są to dwie opcje na natychmiastową wygraną w grze:
- jeśli któryś z graczy doprowadzi pion armii na koniec toru (w praktyce oznacza to posiadanie armii o 9 punktów silniejszej od przeciwnika, w sytuacji gdy karty i cuda mogą dać od 1 do 3 punktów armii)
- jeśli któryś z graczy zgromadzi w swoim mieście 6 z 7 dostępnych symboli nauki
Wymusza to nieustanną obserwację przeciwnika i stosowne kontrowanie jego ruchów. Nawet bez natychmiastowego zwycięstwa armia i nauka mogą pomóc nam w sukcesie – dając dodatkowe punkty zwycięstwa, lub (przy zbudowaniu dwóch budowli naukowych tego samego typu) jeden z pięciu żetonów rozwoju, dających dodatkowe opcje (np. redukcję kosztu budowy cudów świata). Różne dostępne w grze żetony rozwoju, losowy rozkład kart oraz liczne cuda świata sprawiają, że poszczególne rozgrywki mogą się od siebie faktycznie różnić.
A’propos cudów świata – jak sam tytuł wskazuje, może być ich tylko 7, więc gdy jeden z graczy zbuduje 7 cud, karta ósmego jest odkładana do pudełka. Trzeba się było śpieszyć z jego budową :P
Graficznie jest to klasyczne „7 Cudów”, tyle tylko, że mniejsze. Z jednej strony to zaleta – pudełko łatwo mieści się w plecaku, a nawet większej torebce, da się grę rozegrać na stoliku w kawiarni, jest po prostu dość podróżna. Z drugiej przyznam, że nieco brakowało mi dużych kart oryginału. No ale coś za coś. Nowością jest tor armii i plastikowy pionek do niego – wykonane ok, bez rewelacji. Zdecydowanie doceniam natomiast to, że przestrzeń w pudełku jest dobrze wykorzystana.
No dobrze, a teraz najważniejsze pytanie. Jak rozgrywka?
Moje wrażenie jest takie, że jest dobrze, ale nie wspaniale. Gdybym nigdy nie grał w oryginalne „7 Cudów”, byłbym pewnie zachwycony. Tak byłem bardzo zadowolony, ale miałem świadomość, że oryginał jest jednak nieco lepszy. Przez długi czas miałem kłopot ze wskazaniem na to co różni te dwie gry, czemu jedna zachwyca, a druga tylko bardzo się podoba. (No dobra, poza większymi kartami :P ) W końcu jednak udało mi się to zrozumieć!
W oryginalnym 7 Cudów jesteś uzależniony od swoich przeciwników. Możesz kupować tylko takie zasoby, do jakich Ty lub oni macie dostęp. Jasne, płacisz im za to, więc przybliżasz ich tym do zwycięstwa, ale cały urok w tym, że nie możesz w tej grze wygrać samemu. Nie jesteś w stanie zbudować odpowiedniej gospodarki sam. To tworzy świetny (i realistyczny!) łańcuch zależności i dodaje pewien posmak meta-gry, zwłaszcza gdy gracie w gronie 5-7 osób. Patrzysz na karty zagrane przez swoich sąsiadów z niepokojem, ale też z nadzieją – może w końcu któryś będzie mógł produkować szkło, a to z kolei pozwoli Ci postawić swój cud!
W 7 Cudów: Pojedynek zabrakło tej mechaniki. Surowce kupujesz z banku, przeciwnik może Ci to jedynie utrudnić. Za wyjątkiem kart gildii – które wchodzą na sam koniec gry i nie mają specjalnego znaczenia dla rozgrywki – wszystko co robi przeciwnik jest dla Ciebie tylko przeszkodą i utrudnieniem. To wciąż czyni grę przyjemną, ale brakuje jej tego czegoś, co miał oryginał. Nie wiem – naprawdę nie wiem – czy dałoby się jakoś ten element z oryginału tu zachować. Bo Pojedynek wciąż jest lepszy niż wariant gry na 2 osoby dostępny w podstawowej wersji 7 Cudów. Po prostu nie jest tak dobry jak gra wieloosobowa w oryginał. Nie wiem czy była w ogóle możliwość, aby był.
Jeśli szukasz dobrej gry dla dwóch graczy – bierz bez wahania.
Jeśli lubisz „7 Cudów Świata”, może nawet masz tą grę, ale rzadko kiedy możesz zebrać 3 osobę do gry, a często grasz w parze – bierz bez wahania.
Zawahałbym się tylko wtedy, zwykle grywał w większej grupie – wtedy oryginał 7 cudów byłby chyba lepszy. Ale tak czy tak, jakiś wariant „7 Wonders” POWINIEN być w Twojej kolekcji. Ta gra to klasyk – w obydwu wersjach.
Moja ocena: 5/5 – gdybym mógł, dałbym 4.5, ale skoro nie mogę, to gra jest zdecydowanie bliższa 5 niż 4 :)
7 Cudów Świata to jedna z moich ukochanych gier, więc z entuzjazmem i dużymi oczekiwaniami usiadłam do jej dwuosobowej wersji o nazwie Pojedynek. Muszę tutaj dodać, że potwornie mnie drażni system nazewnictwa gier, który składa się z nazwy podstawy, a po dwukropku dodaje się nazwę specyficzną. Wygląda i brzmi to dla mnie okropnie. Ale cóż, wiem, że to zasada marketingu i że muszę się do tego przyzwyczaić. Większość gier, którymi ostatnio byliśmy zainteresowani ma w nazwie dwukropek. Brrr…
No i to by było właściwie na tyle jeżeli chodzi o wady Pojedynku. Gra się przefajnie, jest dużo podejmowania decyzji, z których prawie każda będzie dobra, ale rzecz w tym, by podjąć najlepszą. Czyli podobnie, jak miało to miejsce w podstawowej wersji 7 Cudów Świata. Zasady proste, klarowne. Komponenty czytelne, ładne. Jest ociupinkę mniej emocji, niż w podstawowej wersji, ale to nie odbiera uroku rozgrywce. Ciągle odwołujemy się do podstawowej wersji, bo też ciężko tego nie robić i nie porównywać. Gdyby gra o identycznej mechanice została wydana pod innym tytułem – byłabym absolutnie zachwycona, a w wypadku pojedynku znajduję jednak minimalne, naprawdę minimalne kwestie, które w podstawowej wersji były ciut bardziej emocjonujące czy interesujące. Choćby wykorzystywanie surowców naszych sąsiadów, o którym wspomniał Artur. Jednak chciałabym jasno powiedzieć: gra „7 Cudów Świata: Pojedynek” jest całkowicie samodzielną grą, nie ma potrzeby znać gry „7 Cudów Świata”, a nawet może i lepiej, gdy się jej nie zna, wtedy rozgrywka jest wspaniała w ten zachwycający świeży sposób :)
Bardzo się cieszę, że gra trafiła do naszej kolekcji. Najczęściej gramy we dwoje, więc podstawowej gry i tak byśmy nie mogli rozgrywać, a Pojedynek z pewnością często będzie gościł na naszym stole.
Gra warta polecenia. Ciężko mi sobie wyobrazić kogoś, komu może się nie spodobać :)
Moja ocena: 5/5
Ostateczna ocena: 5/5
Ilość graczy: 2
Przeciętny czas rozgrywki: ok. 30 minut
Cena: ok.110 zł
Dziękujemy wydawnictwu Rebel za przekazanie egzemplarza gry.