Świat Dysku – Ankh-Morpork

Uwielbiam Świat Dysku. Nie ma chyba książki Pratchetta, której bym nie przeczytał i mam nadzieję – pewnie dość egoistycznie – że mimo postępującego Alzhaimera będzie pisał jak najdłużej. Tym bardziej rozczarował mnie fakt, że Ankh-Morpork, mimo przywoływania masy postaci i zdarzeń ze Świata Dysku, zupełnie nie ma klimatu ksiażek. Z drugiej strony, nie wiem, czy jakaś planszówka – poza Thud! – w ogóle taki klimat by miała,. Tymczasem,  mimo mojego rozczarowania brakiem „dyskowego” klimatu, Ankh-Morpork to po prostu, tak sama z siebie, świetna gra.

Każdy z graczy losuje postać, którą reprezentuje – cele postaci nie są jawne, co oznacza, że zawsze trzeba się domślać, jaki akurat cel próbuje realizować konkurencja i próbować blokować różne cele na raz. Jest też miejsce na blef i pozorne dążenie do zdobycia określonego celu tak, by inni gracze skupili się na blokowaniu innych naszych zagrań, niż faktycznie istotne. Cele postaci mogą być różne – ustawienie agenta w jak największej ilości dzielnic miasta, kontrola określonej ilości dzielnic, czy wzburzenie zamieszek w całym Ankh-Morpork (co nie jest trudne, bo jak wszyscy wiedzą, ludność Ankh traktuje zamieszki jako klasyczną wieczorną rozrywkę.)

Mechanika gry opiera się na naprzemiennym zagrywaniu kart, które pozwalają na zrealizowanie określonych działań, takich jak umieszczenie swojego agenta gdzieś na planszy, postawienie budynku (za co trzeba zapłacić) czy zarobienie pieniędzy na późniejsze wystawienie budynku. Istnieją też karty typowo ofensywne, np. gildia strażaków (zapłać nam, albo spalimy Ci budynek) czy zabójcy, którzy dadzą nam nieco gotówki jednocześnie inhumując (jak ekshumacja, tylko przed śmiercia) agenta innego gracza.

Ogólnie – gra się szybko, dynamicznie, z możliwością kombinowania, ale i bez zbędnych przestojów. Duża zaleta.

Elemeny gry są ładne, choć dyskowym purystom (jak np. mnie) może przeszkadzać fakt, że za grafikę nie odpowiadał Paul Kidby, którego ujęcia np. Vetinariego czy Vimesa są po prostu niezrównane. Tym niemniej, grafika trzyma klasę, bardziej kojarząc się może z „brutalnym i brudnym” Ankh-Morpork z czasów pierwszych książek i Stulecia Rudawki Nilowej, nie zaś obecnym, nowoczesnym, brutalnym i jeszcze bardziej brudnym Stuleciem Sardeli ;)

Ogólnie – zdecydowany pozytyw, choć fani dysku powinni podejść do niej raczej jako do normalnej gry, niż do gry w ich ukochanym świecie.

Moja ocena:  5/5 – bardzo dobra gra, warta poznania.

Nie znam ani jednej książki Pratchetta i nie zamierzam w najbliższym czasie żadnej poznawać. To zupełnie nie mój klimat. Tak więc część z tego, co napisał Artur, dla mnie jest bełkotem i nie wiem o czym mowa :) Niemniej jednak gra Ankh-Morpork bardzo mi się spodobała i z chęcią polecę ją każdemu.

Największe zalety gry to prostota zasad i dynamika. Po jednorazowym wyjaśnieniu można od razu z przyjemnością grać. Karty są bardzo dobrze oznaczone, więc od razu wiadomo co z nimi zrobić. Rozgrywka toczy się szybko, nie ma siedzenia w milczeniu i godzinnego przemyśliwania swojego ruchu.

Nie zdarzyła nam się też w grze taka sytuacja, która by spowodowała, że jednym ruchem przeciwnika wali się cała misternie konstruowana przez nas droga do zwycięstwa. Bywa emocjonująco i ryzykownie, ale nie aż tak, żeby stracić wszystko albo zyskać bardzo wiele. W kolejnej turze wszystko znowu może się odwrócić – i to jest bardzo fajne.

Nie znam klimatu, o którym pisze Artur, że go podobno nie ma. Dla mnie gra ma swój klimat przygodowy, zupełnie wystarczający, żeby cieszyć się rozgrywką. Ale rozumiem, że nie jest to klimat z książek Pratchetta i może to być dla kogoś minusem.

Przyznam, że nie znalazłam w Ankh-Morpork ani jednej wyraźnej wady, czy słabej strony gry. Biorąc pod uwagę ceny gier – jest warta tych pieniędzy.

Moja ocena: 5/5 – można bez wahania kupować w ciemno.

Ostateczna ocena: 5/5

Ilość graczy: 2-4

Przeciętny czas rozgrywki: ok. 60 min

Cena: ok. 150 zł

Grę możesz kupić np. tutaj

Recenzja: Drako
Recenzja: Kamień Gromu