The Boss

 

Małe pudełko, dobra cena i całkiem wysokie oceny na rebel.pl zachęciły nas do zakupu tej karcianki. Jednak ze smutkiem muszę powiedzieć, że chyba nigdy żadna gra nie była dla mnie tak rozczarowująca, dlatego oceniam ją najniżej spośród wszystkich gier, w jakie dotychczas grałam.

Celem gry jest zdobycie największej ilości pieniędzy. Ich ilość oznacza się znacznikiem na malutkiej planszy dołączonej do gry. Pieniądze zdobywa się poprzez wysyłanie swoich gangsterów Zawodowców lub Amatorów do poszczególnych miast, w których rządzą mafiozi. W zależności od tego, jakie karty miasta mamy na ręku, ile gangsterów wysyłamy do poszczególnych miast oraz jakie ruchy poczyni przeciwnik – dostajemy albo więcej pieniędzy, albo mniej, albo nic.

Ciężko mi znaleźć zalety tej gry. Może niewielkie pudełko, które nadaje się na wyjazdy. Z tym, że gra jest na tyle beznadziejna, że nie brałabym jej, aby jeszcze się katować w czasie wakacji. Znacznie prościej powiedzieć o wadach. Instrukcja tak zawiła, że musieliśmy ją oboje z Arturem czytać po kilka razy, żeby mniej więcej zrozumieć o co może w niej chodzić. Widać, że gra jest do końca nie przemyślana. Świadczy o tym chociażby tekst z instrukcji: „Jeśli jest remis, wygrywa ten gracz, który podczas ostatniego rozdania zdobył ich największą ilość. Jeśli nadal jest remis, zwycięża gracz, który po zastosowaniu sankcji z ostatniego rozdania posiada ogółem najwięcej gangsterów. Jeśli nadal jest remis… Rozegrajcie kolejną grę, aby zdecydować kto zwyciężył.” No, mili państwo, przepraszam bardzo, ale to ma być przemyślana mechanika? Litości!

Rozgrywka polega na tym, że siedzi się w milczeniu i smutku nad rozłożonymi kartami miast i robi się pseudo-blefy logiczne, żeby niby zmylić przeciwnika. Logika tej gry jest na bardzo podstawowym poziomie, może względnie spodobać się dziecku, które zaczyna podstawówkę, a i to nie każdemu. Natomiast dziecko nie miałoby szans zrozumieć o co chodzi w instrukcji, która jest pisana językiem niczym z ustawy o podatku akcyzowym, ale z dodatkowymi niespójnościami i zawiłościami, więc w zasadzie ta gra jest nie wiadomo dla kogo.

Tego typu gra mogłaby nadrabiać klimatem – bo przecież tematyka jest fajna, z potencjałem. Jednak i tutaj kolejny zawód. Zero klimatu mafijnego, naprawdę kompletne zero. Równie dobrze można otworzyć sobie wspomnianą ustawę o podatku akcyzowym i tam szukać klimatu – znajdzie się go tyle samo, co w The Boss, a może i więcej.

Moja ocena: 2/5 – daję szansę tej grze, dlatego aż 2 punkty, a nie 1, bo może przy większej ilości graczy niż dwie osoby pojawi się jakaś iskra nadziei…

 

The Boss – prohibicja, miasta, krwawe boje gangsterów, po których mogą trafić do szpitala, więzienia lub za kratki, po prostu masa emocji.

Cóż, tyle teorii, gorzej z praktyką. Nie wiem kto wpadł powiązania tej gry z klimatem mafijnym, ale zdecydowanie jej tym zaszkodził. Gdyby była sprzedawana po prostu jako abstrakcyjna gra logiczna, łatwiej spojrzeć by było na nią nieco cieplej, ale ostry kontrast, jaki zachodzi między tematyką gry, symboliką na kartach, a realnych wynikach jest naprawdę, naprawdę odległa. Po zastanowieniu, gdyby nazwać tę grę np. „Szpieg”, byłoby nieco lepiej, bo wtedy, przy identycznej mechanice, miałoby to choć odrobinę klimatu. A tak – oj, kiepsko, kiepsko.

Mechanika również nie nadrabia. W skrócie mechanika opiera się na tym, że na planszę wykłada się kilka zakrytych kart, po jednej z każdej kolorowej talii (każdy kolor reprezentuje inne miasta.) Gracze otrzymują pozostałe, losowo dobrane karty. Wiedza więc jakie karty na pewno nie są wyłożone, mogą podejrzewać jakie mają przeciwnicy, co pozwala im domniemywać jakie karty leżą na planszy. Następnie na przemian odkrywają po jednej ze swoich kart na planszę, równocześnie mogąc wyłożyć część swoich sił do jednego z miast. Im szybciej się na to zdecydują, tym łatwiej im będzie takie miasto zająć. Zasada jest taka, że gracz mający więcej sił w danym mieście zbiera skutki leżacej tam karty, gdy w końcu zostanie odsłonięta. Skutkiem tym może być zarobek, ale również tymczasowa lub trwała utrata części sił.

Daje to nieco możliwości kombinowania i blefowania, przez to w jakiej kolejności wykładamy posiadane karty, ale prawdę mówiąc, jest to poziom główkowania mocno poniżej zwykłego, karcianego pokera, a co dopiero sensownej gry logicznej. Dodatkowo, w odróżnieniu od pokera, tutaj poziom interakcji jest w zasadzie zerowy – owszem, posunięcia innych graczy mają dla nas znaczenie, ale nie ma przy nich żadnej realnej konwersacji i wymiany. W sumie – licho.

Ocena:  2/5 – kiepska gra, niewarta nawet swojej niewielkiej ceny. Taniej wyjdzie talia kart i książeczka z grami karcianymi.

 

Ostateczna ocena: 2/5

Ilość graczy: 2-4

Przeciętny czas rozgrywki: 20-60 minut

Cena: ok. 40-55 zł.

Grę możesz kupić np. TUTAJ

Recenzja: Chez Dork (edycja angielska)
Recenzja: Hej, to moja ryba!