Po ograniu sporej ilości różnych gier, zaczynam dostrzegać pewien wzorzec – najlepsze planszówki, w jakie grywałem doskonale wiedziały czym są i nie próbowały niczego udawać. Były grami planszowymi – i były z tego dumne. Ilekroć natomiast planszówka próbowała udawać coś, czym nie jest – odwzorowywać grę komputerową lub RPG – szybko okazywało się to po prostu przekombinowane. Tak było np. z Warcraft: The Board Game czy Cywilizacją (recenzja w przygotowaniu). Tak było z Magią i Myszami. I tak, niestety, jest z Posiadłością Szaleństwa.
Posiadłość stanowi próbę przeniesienia na planszę doświadczeń z sesji RPG Zew Cthulhu. Gracze wcielają się w Badaczy Tajemnic, normalnych ludzi wciągniętych przypadkiem do jakichś tajemniczych wydarzeń. Grają kooperatywnie przeciwko jednemu, Strażnikowi Tajemnic, który wcześniej z mozołem budował planszę i rozkładał odpowiednie karty (co potrafi zając spokojnie ponad godzinę! auuu!), a potem kieruje przeciwko nim różne mniejsze lub większe (ale raczej większe) paskudztwa. Co istotne, Strażnik wie jaki jest jego cel i jaki jest cel Badaczy, badacze odkrywają to dopiero w toku gry (albo i nie odkrywają… bo nie żyją! muahahahahaha!).
W swojej turze gracze mają do wykonania dwa ruchy oraz akcje, np. dodatkowy ruch, otwarcie drzwi, walka, przeszukanie, albo próba rozwiązania zagadki. Te ostatnie są całkiem ciekawe i stanowią przykład faktycznych gier logicznych. Gracz musi np. ułożyć przesuwane puzzle, albo – obracając różne figury – zbudować połączenie kabli odpowiedniego koloru. Jest to całkiem fajne i klimatyczne, oraz dość namacalne. Chodzą więc po planszy, raczej unikając potworów niż z nimi walcząc (bo to nie tylko fizycznie groźne, ale niesie też ze sobą rosnące ryzyko szaleństwa) i przeszukują różne pomieszczenia, skrzynki i inne płytkie groby. Co jakiś czas aktywują nowy kawałek informacji scenariuszowej (czytaj: tekstu do przeczytania), względnie jest on aktywowany sam, z mijającym czasem. Strażnik stara im się całą zabawę utrudnić, szalejąc potworami oraz zagrywając dodatkowe moce specjalne, przy użyciu punktów które gromadził.
Niestety, jako gra „Posiadłość Szaleństwa” jest po prostu przekombinowana. Stara się oddać klimat gry RPG, ale przecież esencją RPG jest swoboda wyboru – swoboda, którą traci się w planszówce na rzecz przewidywalnych zasad. Inne gry z Cthulhu w roli głównej – Arkham Horror, Elder Sign czy Eldritch Horror – dostrzegają to i celowo upraszczają cały system, robiąc z niego coś symbolicznego. „Posiadłość” próbuje mieć ciastko i zjeść ciastko – a tak się po prostu nie da. Co więcej, historie opisywane w grze zdają się – być może ze względu na kolejność odkrywania kart – nie do końca kleić i być nieco niespójne.
Tak, jak nie da się przenieść gry komputerowej na planszówkę bez znaczących uproszczeń, tak nie da się tego robić z grą RPG. Ambicje „Posiadłości” są szlachetne, ale ich realizacja nieco śmieszna. Uuu, nowa karta… Co tam jest, co się wydarzyło? Niiic. Patrząc o ile lepiej rozwiązała to np. Martwa Zima (recenzja również wkrótce), można tylko nad „Posiadłością” pokiwać głową z politowaniem. Twórcy chcieli dobrze, ale po prostu nie wyszło. Gra się ok, ale naprawdę bez szału, co zdecydowanie nie usprawiedliwia znacznej ceny oraz kolosalnej pracy niezbędnej do przygotowania gry. (Pomyśleć, że klęliśmy na to przy wymagającym dużo krótszego szykowania Eclipse!)
Żeby nie było zupełnie źle, trzeba docenić jakość elementów. Śliczne figurki potworów, solidne karty i akcesoria, bardzo fajnie pomyślane systemy zagadek logicznych – to wszystko robi wrażenie. Jeśli lubisz miniaturki, grę warto kupić po prostu dla figurek, warto je postawić na półce. Gorzej, jeśli miałbyś faktycznie w to grać ;)
„Posiadłość” ma moim zdaniem jedno realne zastosowanie – jest zestawem akcesoriów dla zagorzałych graczy w Cthulhu i pozwala im na dodatkowy element wizualizacji sesji… Tylko pytanie, czy taka wizualizacja jest faktycznie potrzebna? Cthulhu to horror egzystencjalny, horror przed nienazwanym, przed tym jak mała, nędzna i żałosna jest ludzkość w porównaniu z koszmarem bezdusznego wszechświata. Przygłupi chaos Azathoth miażdży Ziemię, którą sklecił przypadkiem w zabawie, ot tak, jako bezużyteczny kawałek gliny. To skala nicości człowieka stanowi o esencji horroru w Cthulhu… Gdy zamiast tego postawimy sobie Shoggotha jako figurkę, nagle myślimy „ej, nie jest taki duży, miotaczem ognia by się go załatwiło… A horror gdzieś ucieka. To jak Alien i Aliens – pierwsze było horrorem, drugie już tylko dark fantasy (wybitnym filmem, ale zupełnie innego gatunku).
Doceniam intencję, doceniam to co twórcy chcieli uzyskać. Tylko, cóż, po prostu nie wyszło i jako planszówka Posiadłość sprawdza się bardzo przeciętnie. W połączeniu z ceną i czasem przygotowania, lepszej oceny niż 2/5 dać nie mogę :(
Moja ocena: 2/5
Ilość graczy: 2-5
Przeciętny czas rozgrywki: 180-240 min + ok. godziny na rozstawienie
Cena: 230 zł