Magia i Myszy to przygodowa gra kooperacyjna, w której gracze wcielają się w dobrego księcia i jego przyjaciół, zmienionych w myszy i walczących w tej postaci ze sługami złej wiedźmy (zmienionymi, dla odmiany w szczury).
W odróżnieniu od innych podobnych tytułów (Descent, Imperial Assult, itp.), w Myszach wszyscy gracze są w tej samej drużynie, „źli” sterowani są przez mechanikę gry. Wadą tego systemu jest niestety fakt, że jest on bardzo, bardzo losowy. Do tego stopnia losowy, że przy pierwszym zetknięciu z grą po prostu ją przerwaliśmy – aby posunąć do przodu jedno wydarzenie w grze, potrzebowaliśmy wyrzucić na kości gwiazdkę po pokonaniu jednego z ośmiu przeciwników na planszy. Jeśli gwiazdka akurat nie wypadła, przeciwnik był wskrzeszany, a nasza postać dodatkowo unieruchamiana.
W teorii prosty test, zwłaszcza, że wykonuje się go tylko do pierwszego wyrzucenia gwiazdki. Szansa 50/50…
Tyle teoria, w praktyce ubiliśmy w sumie 10 karaluchów (na 8 obecnych na planszy), a gwiazdka nie wypadła ani razu. Na co wypadliśmy my, z jakiegokolwiek nastroju by kontynuować grę.
Niestety, takich kwiatków w grze jest dużo więcej. Co gorsza, często się nakręcają – kilka pechowych rzutów nakręca np. pojawienie się dodatkowych przeciwników, których obecność zwiększa szanse na kolejne pechowe rzuty (i nijak tego nie równoważy). Ewidentnie gra jest po prostu niedotestowana, autorzy przedobrzyli z pomysłami, nie wzięli pod uwagę, że statystyka rzutów sprawdza się wśród wielu partii, ale w jednej rozgrywce może być po prostu zabójcza i zmienić grę w męczarnie, lub – względnie – skazać graczy na porażkę zupełnie nie z ich winy.
No dobrze, ale przyjrzyjmy się samej grze. Każdy z graczy steruje myszą (lub myszami), wybraną spośród dostępnych sześciu postaci. Wybór niekiedy jest ograniczony przez scenariusz, w jednym scenariuszu może też grać maksymalnie trzech graczy, w pozostałych po czterech. W swojej turze nasza mysz może się ruszyć, oraz wykonać jedną z czterech akcji – zaatakować, ruszyć się ponownie, szperać (szukać przedmiotów) oraz – jeśli na planszy nie ma przeciwników – przenieść nasze myszy do kolejnej planszy. Na nowej planszy losuje się przeciwników i zaczyna kolejna tura.
Walka polega na rzucaniu kośćmi na atak i na obronę. W zasadzie kośćmi rzuca się tu na wszystko – na atak, na obronę, na ruch i na szperanie. Tylko inicjatywę w walce ustala się ciągnąc karty (niech żyje losowość!).
A, nasze myszy mogą też użyć zdolności specjalnych -te możemy sobie wybrać. Tyle tylko, że zdolności kosztują ser, który można zdobyć niemal wyłącznie poprzez wyrzucenie go na kościach w trakcie walki. (Mówiłem już, że niech żyje losowość?)
Gra kończy się, gdy symbol strony dojdzie do pola „zakończenie” (innego w zależności od scenariusza, zwykle to kwestia ok. 5 przesunięć). Symbol ten przesuwa się zaś w zależności od tego, kiedy przeciwnik wyrzuci na kości ser w trakcie ataku i obrony. Sześć serów = zmiana strony. A, jako bonus także pojawienie się nowych przeciwników na planszy. Którzy też będą rzucali kośćmi i też mogą wyrzucić ser. Widzisz już chyba jak ten mechanizm może bardzo szybko pójść w bardzo złym kierunku. Tak mieliśmy w drugim scenariuszu, gdzie druga z kolei (i druga pięciu) walka przesunęła stronę o 2.5 z dostępnych czterech przesunięć.
Pomimo losowości gra potrafi być całkiem przyjemna i emocjonująca. Nie jest to gra tragiczna, po prostu zbyt niedotestowana i nadmiernie przekombinowana. Prostsze reguły, lepszy balans, większa sprawczość graczy, sądzę, że kilka zmian mogłoby tą grę podbić co najmniej na solidną czwórkę. Może kolejna edycja na to pozwoli.
Jeśli chodzi o klimat, widać, że gra bardzo stara się go budować. W tym celu każe np. graczom czytać przed każdym rozdziałem, tudzież w jego trakcie, ogromne kawałki tekstu, stylizowane na baśń. W praktyce jest to do przejścia na jeden z dwóch sposobów:
1) gdy grasz z dziećmi (gra jest od 7 roku życia), będą po prostu zachwycone i mogą się dobrze wkręcić
2) gdy jeden z graczy ma niezłe zdolności aktorskie/bajarza, potrafi udawać śmieszne głosy, można po prostu przejść przez te kawałki „dla jaj”
Ewentualnie może po prostu coś takiego Ci przypasować. Fabuła jest dość mocno Disney’owska, potrafię wyobrazić sobie Myszy jako kolejny film z tej wytwórni. Figurki, przedmioty, itp. niewątpliwie również wpisują się w ten klimat. Za to niewątpliwy plus.
Jeśli chodzi o jakość wykonania – jest ładnie, choć nie cudownie. Plansze są całkiem miłe, choć totalnie nieintuicyjne oznaczenie pól (brak jasnej siatki, liczy się to co na rysunkach, więc dwa niekiedy wg. gry pole 3cm i pole 6cm są sobie po prostu równe) nieco męczy. Figurki ok, choć bez rewelacji – fajny pająk i skolopendra, pozostałe, w tym tytułowe myszy, bardzo średnie.
Instrukcja jest kiepska. Niejasna, przekombinowana, bez logicznej progresji zasad. Do tego są w grze kwiatki w rodzaju kart odwołujących do instrukcji. Tego się po prostu nie robi!
Ogólnie wydaje mi się, że „Myszy” są grą dla rodziców z dziećmi i to rodziców gotowych tak manipulować zasadami, by dzieci zbyt się nie sfrustrowały w wyniku nadmiernej losowości. Tyle tylko, że jak na taką grę jest dość drogą zabawką. Jasne, ładnie wydaną i w ogóle, ale mimo wszystko drogą.
Dorośli mają tyle innych tytułów do wyboru, że na Myszy raczej nie warto się skusić. Tym bardziej, że autorzy po prostu się rozleniwili i nie poświęcili dość czasu na testy. To widać, słychać i czuć, zwłaszcza przy kolejnym pechowym rzucie kośćmi.
Moja ocena: 2/5 – przy tej cenie nie jest to po prostu dość dobra gra. Za podobną cenę chodzi np. Descent czy Gears of War, a Myszy są po prostu zbyt niedopracowane bym mógł je polecić. Ew. dla rodziców chcących nakłonić do grania 7-10 letnie dzieci jest to jakaś opcja, mogą dodać 1 punkt.
Magia i Myszy to jedna z najsłabszych gier, w jaką miałam okazję zagrać. Nie ma w niej niestety nic, co by zachęcało do odbywania kolejnych i kolejnych rozgrywek. Nie jest to nawet gra średnia. Jest po prostu strasznie kiepska.
Nie do zaakceptowania jest fakt, że wylosowana karta odwołuje do instrukcji. Instrukcja w dobrze skonstruowanej grze ma służyć do zapoznania się z zasadami, ewentualnie służyć pomocą w razie nieścisłości, albo gdy się czegoś zapomni. A tutaj… No błagam, jak można napisać na karcie, żeby sobie gracz zajrzał do instrukcji po coś? Gdzie są testerzy tej gry, którzy powinni podnieść ogromne larum na taki mechanizm i stanowczo dać wyraz swojemu oburzeniu! Gdzie jest instynkt samozachowawczy wydawcy, który by nigdy w życiu nie pozwolił takiej grze ujrzeć światła dziennego?
Gra wygląda mi na manifestację przerostu ego autora. Grę trzeba testować, nawet kilkaset razy. Tutaj mamy takie błędy w mechanice, że wyszłyby one może przy jednym z pierwszych testów. Naprawdę, krępuje mnie to, że takie gry też pojawiają się na rynku i nie zostają z niego zdjęte natychmiast, celem dotestowania i naniesienia poprawek…
Poza tym nie lubię, gdy autorowi się zamarzy tworzenie klimatu poprzez czytanie długaśnych opowieści. Kompletnie mi to nie odpowiada. Chyba bym padła z nudów, gdybyśmy zdecydowali się, że jedna osoba ma to czytać.
No dobrze, niech będzie też coś pozytywnego. Same komponenty są spoko. Figurki, karty – dają radę.
Moja ocena: 1/5 – nie polecam, wręcz odradzam. Strata pieniędzy, i to dużych.
Ostateczna ocena: 1,5/5
Ilość graczy: 1-4
Przeciętny czas rozgrywki: ok. 90-120 minut, w zależności od scenariusza
Cena: ok. 220 zł