Splendor zasługuje na pochwały z wielu powodów, ale powiedzmy sobie szczerze – to za co tą grę się pamięta, to znaczniki surowców. Solidne, ciężkie plastykowe żetony po prostu czuje się w rękach i strasznie wzbogacają one rozrywkę, dając złudzenie czegoś bardziej rzeczywistego.
Sama rozgrywka jest zwodniczo prosta i jednocześnie bardzo przyjemna. Gracze wcielają się w jubilerów nabywających kontrakty na klejnoty. W swojej turze gracz może wykonać jedną z trzech akcji:
a) może wziąć trzy znaczniki różnych kolorów (spośród 5 dostępnych i pamiętając, że na ręce może mieć max. 10)
b) może wziąć dwa znaczniki tego samego koloru (z pewnymi ograniczeniami)
c) zakupić jedną kartę z wyłożonych na stole lub z rezerwacji
d) zarezerwować jedną z dostępnych kart i wziąć jeden żeton złota (do wykorzystania jako dowolny kolor)
Karty na stole mają swoją cenę w żetonach różnych kolorów, każda z nich dostarcza też co najmniej jednego surowca w jednym z kolorów, a niektóre warte są również punkty prestiżu (zwycięstwa). Gra toczy się do zdobycia 15 punktów, pomagają je zdobyć również karty arystokratów, które możemy otrzymać jeśli mamy dość kart w określonych kolorach (np. 3 czerwone, 3 niebieskie i 3 czarne).
Jak można łatwo wywnioskować z tego wprowadzenia, mechanika Splendor to esencja gier ekonomicznych – budowanie systemów produkcyjnych surowce, które wymieniamy na dalszą rozbudowę naszych systemów produkcyjnych. Cudne w Splendorze jest to, że tą mechanikę udało się skrajnie odchudzić i uprościć, bynajmniej jej nie ogłupiając. Decyzję w tej grze są trudne i wymagają naprawdę dużo uwagi. Jednocześnie są też bardzo szybkie, zapewniając odpowiednią dynamikę rozgrywki – idealne zbalansowanie.
Do tego to wykonanie. Kurcze, to naprawdę niby drobiazg, ale fenomenalnie wpływa na rozgrywkę. Jeśli dodać do tego ładną oprawę graficzną wszystkiego, cóż, powiem tak – w każdej z grup znajomych z którymi regularnie gramy ktoś ma Splendor, a i tak chciałbym za jakiś czas sprawić nam kopię. Po prostu warto.
Moja ocena: 5/5 – bardzo dobra gra, gorąco polecam :)
Gra z rodzaju tych, które lubię najbardziej: prosta, bardzo angażująca i dynamiczna. A także niedługa. I śliczna :) I ma genialną nazwę!
Przy Splendorze nie można się za bardzo rozkojarzyć, bo trzeba stale śledzić sytuację i rodzaj kart wyłożonych na stole, żeby nie przegapić tej, która będzie dla nas najkorzystniejsza. Bywa, i to całkiem często, że tych najkorzystniejszych jest więcej i wtedy mamy dylemat którą wybrać. I jeszcze najlepiej by było, żeby w tej kolejce wziąć jedną z nich, a w następnej drugą. Tylko że w następnej kolejce już tej karty może nie być, bo przeciwnicy też mogą uznać ją za najkorzystniejszą. Trzeba też się spieszyć ze składaniem swoich zestawów klejnotów służących nam do zabrania któregoś z dostępnych arystokratów. Bo szkopuł w tym, że nowi już się nie pojawią, a można sobie dzięki nim porządnie podreperować punktację.
Jest dużo do ogarnięcia, dużo do decydowania i prawie zawsze ma się niedosyt. A wszystko dzieje się tak szybko, że jeszcze nie zdążę dobrze pomyśleć czego potrzebuję, a sytuacja na stole już jest zupełnie inna.
Gra się dość szybko, choć początek jest spokojny i „delikatny”. Ale za to później, jak już mamy zbudowaną poważną bazę zasobów – biegnie jak szalona, a emocje sięgają zenitu, bo zdobycie 15 punktów jest już tak blisko u tak dużej ilości graczy, kto więc będzie pierwszy?!
Tak jak wspomniał Artur – ogromnym plusem dodającym przyjemności z grania są żetony, a dokładniej ich wykonanie. Cudownie jest z nimi obcować, są ciężkie, duże i ładne. Doskonały pomysł wydawcy, mam nadzieję, że zostanie podtrzymany przy kolejnych wydaniach.
Gra, którą polecić mogę każdemu. Spróbujcie, a zobaczycie, że się wam spodoba.
Moja ocena: 5/5
Ostateczna ocena: 5/5
Ilość graczy: 2-4
Przeciętny czas rozgrywki: ok. 30 minut
Cena: ok. 90 zł
Dziękujemy Fundacji Mamy Wołomin za udostępnienie egzemplarza do recenzji.