Zarówno tematyka, jak i stylistyka gry jakoś mnie zniechęcały, a tymczasem CLASH okazał się całkiem ciekawą grą strategiczno-logiczną. Gra rozgrywa się na planszy 3×3, na którą gracze na przemian wykładają swoje karty. Kierunek, w którym są ułożone symbolizuje gracza, którego wspierają.
Każda karta oznacza jakąś umowną postać, tak naprawdę istotny jest jednak jej sposób wpływu. Większość kart zmienia przynależność innych, już wyłożonych (uwaga – jest to broń obusieczna!) lub niszczy je, zgodnie z jakimś wybranym mechanizmem (np. wszystkie karty po skosie, lub jedna wybrana karta pod kątem 90 stopni). Niektóre nie wpływają na inne, ale są chronione przed (niemal) każdym wpływem. Tyle jeśli chodzi o talie każdego z graczy, który ma do wykorzystania tych samych 7 kart (+ neutralną, startową kartę „Mustafa” zagrywaną przez pierwszego gracza). W każdej rozgrywce (twórcy sugerują rozegranie kilku pod rząd) dostępnych jest też 5 spośród 17 neutralnych kart, dostępnych dla obydwu graczy. Te mają już dużo ciekawsze efekty. Niektóre nadają ochronę innym. Niektóre niszczą wyłącznie chronione kafle. Niektóre pozwalają przywrócić do gry zniszczone karty, albo przemieścić karty już zagrane. Jest też wyjątkowo wredne zagranie w postaci „Kaboom”, czyli karta która – jeśli popiera Ciebie na koniec gry – prowadzi do Twojej przegranej. Poza tym wyjątkiem, grę wygrywa gracz, którego w momencie zajęcia wszystkich pól popiera więcej kart.
Mechanika gry jest prosta – w dużej mierze opiera się na rozwiązaniach stosowanych od wieków w takich grach jak Reversi, ale robi to w dość kreatywny sposób. Jest też bardzo przyjemna i fajna w stosowaniu. Oprawa graficzna – cóż, tu dużo zależy od gustów. Nie jest brzydka, jest zdecydowanie charakterystyczna, ale mi po prostu nie przypasowała, ani an kartach, ani na wyjątkowo brzydkim (moim zdaniem) pudełku. Również tematyka jest jak dla mnie dodana trochę na siłę i sama gra nie ma z nią większego związku. To powiedziawszy, sama gra jest naprawdę fajna, a przy tym dostępna w całkiem przystępnej cenie. Za krótka na główne danie wieczoru z grami, ale jako przerywnik – zdecydowanie warto.
Moja ocena: 4/5
Chyba bym nigdy nie sięgnęła po tę grę, gdyby nie fakt, że potrzebowałam ocenić ją do konkursu Planszowa Gra Roku, a akurat była dostępna w wypożyczalni na konwencie. Grafika na pudełku odstrasza, ale w trakcie rozgrywki, pomimo, że karty postaci są w tej samej stylistyce – klimat taki ma w sobie coś nietypowego i interesującego. A może to po prostu kwestia przyzwyczajenia wzroku z biegiem rozgrywki :)
Ciekawym elementem mechaniki jest działanie konkretnych kart na wszystkie inne znajdujące się w określonym położeniu względem karty zagrywanej. Przez to trzeba bardzo uważać, żeby, chcąc zniszczyć przeciwnika, nie pogrążyć siebie samego. A jeżeli już nie ma innego wyjścia, to żeby zrobić to z jak najmniejszymi stratami dla siebie.
W grze „Clash” dzieje się to, co dla mnie w grach jest zwykle zniechęcające, tzn. „dowal przeciwnikowi jak najmocniej, wtedy wygrasz”. Tutaj mnie to podejście aż tak mocno nie mierziło, gdyż rozgrywane partie są krótkie, można zagrać ich kilka z rzędu, więc też łatwiej w takich okolicznościach znosi się zarówno przegraną, jak i wygraną poprzez dowalanie komuś. Inaczej to by wyglądało w 2h rozgrywce, a inaczej tu, przy kilkuminutowej. Podoba mi się ta „krótkookresowość” kombinowania, bo przez to gra jest dynamiczna i lekka. Zasady banalnie proste do wyjaśnienia – można grać z przyjemnością od razu po przeczytaniu instrukcji.
Plus za tematykę, bo jest dość niespotykana. Aczkolwiek w tej grze jest przyczepiona do mechaniki bez większego sensu. Jednak wolę rozgrywać grę z przyczepioną mechaniką i ciekawymi kartami, niż po prostu abstrakcję z klocków czy żetonów.
Moja ocena: 4/5
Ostateczna ocena: 4/5
Ilość graczy: 2
Przeciętny czas rozgrywki: kilka partii, każda po ok. 5-10 minut
Cena: ok. 35 zł