Odkąd pół roku temu stałem się posiadaczem Ipada, zacząłem naprawdę doceniać możliwość rozgrywania partii planszówek bez konieczności rozstawiania całej żetonowo-figurkowej menażerii. Tak jest po prostu szybciej i łatwiej, dzięki czemu można sięgnąć po ulubiony tytuł w wolnej chwili i z przyjemnością spędzić z nim nieco czasu. Ma to szczególne znaczenie w przypadku tytułów, których rozkładanie zajmuje sporo czasu.
Dużą zaletą e-planszówek jest również funkcjonująca w większości z nich możliwość przerwania w dowolnym momencie i powrotu do gry po kilku godzinach lub nawet dniach. Tak, wiem, że w wypadku normalnych planszówek da się to zwykle zrobić, ale wymaga to pracochłonnego fotografowania planszy, składania i ponownego rozkładania. W e-planszówkach wystarczy po prostu kliknąć na ikonkę gry.
Trzecią ogromną korzyścią jest możliwość testowania tytułów za ułamek pełnej ceny. Większość planszówek, których pudełkowa wersja kosztuje 150-200 zł, dostępna jest w wersji na Ipada za 10-25 zł (a niekiedy nawet i za darmo). Wbrew pozorom, taki układ opłaca się wszystkim – gracz ma okazję ocenić, czy gra mu pasuje, często w oparciu o wiele partii, bez konieczności inwestowania pełnej kwoty. Wydawca owszem, traci część sprzedaży od ludzi, którym ich e-gra nie podeszła, ale zyskuje wielu innych klientów, którym dany tytuł spodobał się właśnie w tym formacie (świetnym przykładem jest tu nasza swojska Neuroshima). Jedyną wadą jest tu skłonność niektórych wydawców do odcinania niektórych podstawowych elementów planszówki i sprzedawania ich jako dodatku do głównej gry, co sprawia, że realna cena takiego produktu rośnie o kilka dodatkowych euro. Jest to jednak dość rzadka sytuacja i można wydawców łatwo oduczyć jej stosowania, po prostu nie kupując takich dodatków. Co innego z możliwością dokupienia odpowiedników faktycznych, pudełkowych dodatków, za ułamek ceny ich fizycznej wersji. To po prostu świetna okazja do przetestowania tego, czy warto w takie dodatki inwestować w realu.
Jeśli chodzi o wady e-planszówek, największą jest pewnie to, że gra się w nie samemu. Można oczywiście grać w multi albo po kolei podając sobie tablet lub siadając przy komputerze, ale to jednak nie to samo, co fizyczne spotkanie z innymi graczami. Dla graczy, dla których główną zabawą z gry jest towarzystwo, jest to czynnik dyskwalifikujący takie planszówki. Co innego, jeśli ktoś – jak ja – równie mocno ceni zmaganie z samym systemem gry. Wtedy e-planszówki stają się świetnym uzupełnieniem normalnych rozgrywek.
Planszówki to dla mnie przede wszystkim spotkanie z człowiekiem, jednym albo kilkoma. Uwielbiam takie, przy których się do siebie mówi, rozmawia się, omawia i ma się ze sobą „coś do załatwienia”. TO jest dla mnie interaktywność w grach planszowych. Jak niektórzy czytelnicy zapewne wiedzą – nie mam zbyt wiele serca do tych planszówek, przy których siedzimy przy stole w milczeniu, skupieniu i ciszy kontemplując ruch, który za chwilę wykonamy, a który to potwierdzi naszą wybitną przebiegłość i bystrość.
Dlatego planszówki na komputerze są dla mnie rozrywką drugiego, albo i trzeciego sortu. Nie oznacza to jednak, że nie doceniam tych zalet, o których napisał Artur. Nie oznacza to też, że w nie nigdy nie gram w taki sposób. Owszem, grywam. Np. gdy nie mogę zasnąć i akurat nie mam ochoty na książkę, to lubię sobie strzelić partyjkę Ticket to Ride na iPadzie. Cisza i bycie wewnątrz siebie wtedy bardzo się przydaje, bo przecież przed snem warto się wyciszyć :)
A już siedzenie ze znajomymi i podawanie sobie wzajemnie iPada, żeby wykonać ruch – to naprawdę niewyobrażalny dla mnie pomysł! :) Jest sporo niedrogich, fajnych gier, w które można grać wielokrotnie, naprawdę nie trzeba posuwać się aż do kombinacji z tabletem.